• Stan wojenny we wspomnieniach moich bliskich.. - praca konkursowa

        •      Zosia, nasza koleżanka z klasy ósmej napisała wspaniałą pracę na konkurs literacki "Stan wojenny we wspomnieniach moich bliskich". Przeczytajcie uważnie, to prawdziwa kopalnia wiadomości na temat wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Zosi gratulujemy!

           

           

           

          Stan wojenny trwał oficjalnie od 13 grudnia 1981 do 22 lipca 1983 roku. Od lat nie milkną dyskusje na temat tego, w jakim celu i czy słusznie go wprowadzono. Życie codzienne w czasach PRL nie było łatwe. Stan wojenny nie tylko pogorszył i tak już trudne warunki bytowe ludzi, ale także jeszcze bardziej ograniczył ich wolność osobistą.

           

          Zwykłym obywatelom tamta niedziela kojarzy się głównie z brakiem Teleranka, godziną milicyjną oraz czołgami i wojskiem na ulicach.

           

          Kiedy 13 grudnia 1981 roku generał Wojciech Jaruzelski ogłaszał w telewizji wprowadzenie stanu wojennego, mnie oczywiście nie było jeszcze na świecie. Moi rodzice byli wtedy bardzo małymi dziećmi, ich rodzeństwo nastolatkami. Ale są i tacy, którzy mimo upływu 40 lat, wciąż pamiętają tamten czas. Jednymi z nich są moi dziadkowie i wujek.

           

          Babcia Lila ma dziś 78 lat. Dzień 13 grudnia pamięta bardzo dobrze. Przypomina sobie, że już dzień wcześniej, późnym wieczorem zaniepokoiła się, gdy dziennikarze prowadzący popularne Studio2 w programie II TVP poinformowali nagle,że program będzie przerwany z przyczyn technicznych i zniknęli z wizji. Następnego ranka inni dziennikarze ubrani w mundury, zapowiedzieli wystąpienie generała Jaruzelskiego. Po chwili w telewizji pojawił się komunikat: ”Rada państwa w zgodzie z postanowieniami konstytucji wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju”- cytuje babcia. Wspomina, że kompletnie nie wiedziała wówczas, co się dzieje. Najpierw pojawiło się zaskoczenie i niedowierzanie, potem niepokój i strach. Babcia bała się, że wybuchnie wojna. Gdy pierwszy szok minął: „trzeba było spróbować dostosować codzienne życie i obowiązki do nowych warunków”.

           

          Dziadek Kazik (84 lata) wspomina, że wraz z pojawieniem się czołgów i patroli wojskowych na ulicach, wprowadzono znaczne ograniczenia swobody przemieszczania się – obowiązywała tak zwana godzina milicyjna, która początkowo trwała od godziny 19:00 do 06:00, a w późniejszym okresie od 22:00 do 06:00, podczas której nie można było poruszać się po ulicach bez specjalnej przepustki. Wszechobecne patrole wojskowe i milicyjne miały prawo wylegitymować każdego przechodnia. Brak dokumentów groził „spałowaniem, aresztem lub dotkliwą karą pieniężną”- wspomina dziadek. Obowiązywał też zakaz opuszczania stałego miejsca zamieszkania. „Na wyjazd do rodziny, do innego miasta, trzeba było uzyskać stosowne pozwolenie, a w przypadku wyjazdu kilkudniowego dodatkowo zarejestrować się po przyjeździe w miejscowym urzędzie”.

           

          Dziadek pamięta, że cenzurze podlegały listy i przesyłki pocztowe. „Do urzędu pocztowego należało przynieść je otwarte, bo pracownik sprawdzał czy ich zawartość może stanowić zagrożenie dla interesów państwa”.

           

          Babcia Lilka wspomina też problemy z zaopatrzeniem się w podstawowe artykuły żywnościowe i gospodarcze. Żywność była w większości dostępna jedynie po okazaniu specjalnej kartki. Pamięta, że kartki na cukier funkcjonowały już od 1976 roku. Już przed stanem wojennym wprowadzono też kartki na mięso, mąkę, ryż, masło, pieluchy i mleko dla dzieci, słodycze, proszek do prania, papierosy i alkohol. Po ogłoszeniu stanu wojennego wprowadzono kartki na benzynę, a nawet kartki na buty. Samochody (o ile ktoś miał samochód) można było zatankować tylko trzy razy w miesiącu i nigdy więcej niż 10 litrów paliwa. Obowiązywały tak zwane trzyletnie przedpłaty na pralki, telewizory, lodówki, meble. Babcia śmieje się, że w praktyce na przykład na pralkę można było czekać nawet do dziesięciu lat. Konserwy, kawę, herbatę, kosmetyki, lekarstwa i odzież można było dostać z paczek z tak zwanych darów, których rozdzielaniem zajmowały się instytucje kościelne. Babcia mówi dziś o tych rzeczach: „artykuły luksusowe”. Bo „w sklepach brakowało w tym czasie niemal wszystkiego   -  no może za wyjątkiem octu”.

           

          Babcia Krysia ma dziś 72 lata. Dnia 13 grudnia nie zapomni do końca życia. W momencie wprowadzenia stanu wojennego w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku przestały działać telefony. Nie działały nawet numery alarmowe, takie jak pogotowie ratunkowe czy straż pożarna. Rodzice mojego taty korzystali w domu z tak zwanej linii wojskowej - nieżyjący już dziadek Mirek tata mojego taty był zawodowym żołnierzem. Taki telefon służył wyłącznie do użytku służbowego. Czuwały w nim przez cały czas dwa światełka: zielone, które migało w momencie gdy dzwonił w jakiejś sprawie żołnierz z jednostki wojskowej, i czerwone alarmowe, które zamrugało po raz pierwszy - wprowadzając tym babcię w przerażenie - właśnie 13 grudnia 1981 roku. Babcia Krysia wspomina, że gdy dziadek odłożył słuchawkę, spakował najpotrzebniejsze rzeczy, pożegnał się ze wszystkimi ( mój tata miał wówczas tylko 3 latka) i nie udzielając żadnych informacji i wyjaśnień odnośnie rozkazu, który niewątpliwie właśnie otrzymał, wyszedł z domu, by do niego wrócić po 4 miesiącach. Nigdy potem nie wspominał, gdzie w tym czasie  i czym się zajmował. Tajemnica wojskowa! Dla babci był to jeden z najgorszych okresów w życiu. Jak nigdy dotąd żałowała, że dziadek wybrał taki zawód. Bała się, co przyniesie kolejny dzień.

           

          Zupełnie inaczej wprowadzenie stanu wojennego wspomina mój wujek Piotrek. Gdy go wprowadzono, wujek miał 15 lat. A jak się ma 15 lat to „czołg na ulicy zachwyca, a nie przeraża”. Wujek twierdzi, że gdy obserwował przez okno jadące ulicą czołg,i to nie myślał o wojnie, tylko o tym jak „wielkim jest szczęściarzem, że może to zobaczyć”. Do dziś pamięta też żołnierzy grzejących się przy rozstawionych na ulicach koksownikach. I Chopina. Bo gdy obudził się w ten mroźny niedzielny poranek i włączył radio to usłyszał przemówienie Jaruzelskiego, które puszczane było na przemian z nokturnami Chopina.