Naszą podróż do Zamku Ogrodzieniec rozpoczęliśmy o godz. 6.25 (brawo dla wszystkich uczestników za punktualność). Po dotarciu na miejsce mieliśmy chwilę na zjedzenie śniadania, zrobienie kilku zdjęć i o godz. 9.00. udaliśmy się na żywą lekcję historii. Tam próbowaliśmy sił jako rycerze (i rycerki też), na własnej skórze poczuliśmy ciężar zbroi, a utrzymanie miecza jedną ręką okazało się zadaniem przekraczającym nasze możliwości. Poza tym przywdziewaliśmy stroje z epoki średniowiecza i byliśmy świadkami zaślubin młodej pary (tu zagadka dla spostrzegawczych podczas oglądania zdjęć: kto komu się oświadczał i czyja głowa kryje się pod kapturem duchownego?). Ponadto kilkoro z nas (włącznie z paniami wychowawczyniami) stoczyło zaciętą walkę ... Na szczęście nikt nie ucierpiał.
Emocje ostudziliśmy w dość chłodnej karczmie rycerskiej, gdzie uczestniczyliśmy w warsztatach, tworząc herby oraz ozdabiając torby według własnego pomysłu.
Wszystkie te zajęcia sprawiły, że poczuliśmy wilczy apetyt, który mogliśmy zaspokoić na ognisku samodzielnie piekąc kiełbaski. Niektórzy z nas - niezaliczający się do grona kiełbasożerców - zadowolili się pieczonym chlebem i piankami. Po zaspokojeniu głodu udaliśmy się na zwiedzanie ruin zamku. Tu trzeba było się wykazać odrobiną tężyzny fizycznej, bo co chwilę przed nami pojawiały się schody, a pokonanie ich - po uprzednim zjedzeniu kilku kiełbasek - mogło stanowić niezłe wyzwanie.
Oczywiście wycieczka bez zakupów nie byłaby udaną, dlatego też część z nas ruszyła szturmować liczne stragany z pamiątkami. Gdy zaspokoiliśmy żądzę zakupów, wybraliśmy się w drogę powrotną. Nie omieszkaliśmy, rzecz jasna, zatrzymać się w pewnej restauracji (tak, tak, chodzi o McDonald's) i dopiero po obowiązkowych frytkach wycieczka mogła zmierzać ku końcowi. Droga powrotna minęła nam bardzo szybko i mieliśmy jeszcze całe popołudnie na to, by świętować Dzień Matki.
Cała wyprawa została udokumentowana licznymi zdjęciami oraz filmem, do obejrzenia których gorąco zachęcamy!